już żurawi sznur
wyciąga długie szyje
w kierunku ciepłych mórz
babiego lata nici
unoszą zadumę w przestrzeni
jeszcze słońce wysoko
grzyby wystawiają głowy
z pachnących mchów
pamięcią sięgam
w obrazy wykoszonych pól
malowanych dymem ognisk
zapachem pieczonych kartofli
złota jesień
a jednak smutek pod powiekami
niesiony w myślach
bo worek na grzbiecie
latami wypchany
i tak trudno iść
drogą do horyzontu
malowanego czerwienią
zachodzącego słońca